Moja lista blogów

sobota, 14 sierpnia 2010

TATTOO JAM 2010!

Tydzień temu braliśmy udział w trzeciej edycji Tattoo Jam w Doncaster. Wybrałam się tam z Daveeem i Edkiem, który w porównaniu do nas dopiero rozpoczyna swoją przygodę z wyjazdami na zagraniczne konwencje… i rozkręca się! Ale od początku…
Podróż rozpoczęliśmy już w środę wieczorem, Daveee na 30 minut przed wyjazdem na lotnisko do Katowic skończył urodzinowy tatuaż Edka, także pakowanie było raczej ekspresowe, a ile rzeczy (przeklęte angielskie wtyczki) musiałam organizować na miejscu to już osobna historia. Radek odstawił nas na lotnisko, gdzie miło spędziliśmy około 1,5 godziny przesuwając się ślimaczym tempem z jednej kolejki do drugiej. Lot przebiegł szybko i w bardzo wesołej atmosferze, kiedy już przestały płakać wszystkie dzieci na pokładzie. Lotnisko Robin Hooda na szczęście nie przywitało nas żadnymi kolejkami i szybko przemieściliśmy się do hotelu, a po drodze minęliśmy Doncaster Racecourse, gdzie od piątku miała odbywać się konwencja. W hotelu nawiązaliśmy uroczą znajomość, choć pierwszy kontakt z lokalnym angielskim i tamtejszym akcentem wywołał lawinę żartów na ten temat. Czwartek mieliśmy już zaplanowany, ponieważ Daveee miał tatuować Lee z lokalnego studia „Sacred Skin” oraz jego dziewczynę Chloe. Edek i ja wolny czas wykorzystaliśmy na zwiedzanie centrum miasteczka, po czym on zasiadł do szkicownika, a ja do przeglądu prasy lokalnej. Później jeszcze przepyszny obiad i kilka siermiężnych dowcipów o Polsce zaserwowanych Lee, zakupy i oczekiwanie na konwent. W piątek, czyli Artist Friday, dniu zamkniętym dla zwiedzających, rozłożyliśmy nasze rzeczy, ja poszłam łowić prace i materiały do TF, Edek przystąpił do pracy, a Daveee inhalował się świeżym powietrzem po niefortunnej przygodzie w naszym przytulnym hoteliku. Edek w trakcie festiwalu wykonał przepięknego tukana oraz kilka swoich „szmuli” ze szkicownika, który cieszył się wielkim zainteresowaniem. Praktycznie każdego dnia kończył tatuowanie 30 minut przed zamknięciem, przez co niestety nie za wiele nacieszył się samą konwencją. Daveee kiedy już ochłonął, również zajął się pracą i swoimi umówionymi klientami. Piątek jak i sama konwencja przebiegła w bardzo przyjaznej atmosferze, obfitowała w liczne spotkania ze starymi znajomymi i sympatycznymi pogawędkami ze spotkanymi rodakami oraz polskimi tatuatorami. Mnie co chwilę ktoś zaczepiał i prosił o zdjęcie moich dwóch rękawów wykonanych przed Daveee’a, co też było bardzo miłym akcentem. Daveee w niedzielę pojechał do Beza do „Triple Six” potatuować gościnnie, a my z Edkiem relaksowaliśmy się w hotelu wymyślając rozmaite nowości, które możemy wykorzystać w magazynie. Poniedziałek w oczekiwaniu na samolot spędziliśmy niestety dość leniwie, Edek oddał się rysowaniu kolejnych projektów, a ja mojemu uzależnieniu od Facebooka. Na lotnisku spotkaliśmy Anabiego, który wracał także w poniedziałek z konwencji, wymieniliśmy się jeszcze na gorąco wrażeniami z Tattoo Jam i wsiedliśmy do samolotu, by ostatecznie o 4:00 nad ranem znaleźć się w Krakowie.

Wyjazd i konwent zaliczam do niezwykle udanych i inspirujących, nie tylko pod względem pracy ale i osobistym.
Ola






I jeszcze jedna praca Daveee'a:

2 komentarze:

  1. Podpisuje sie pod słowami Oli.Na konwencji był fajny klimat i mnóstwo interesujących ludzi.Polecam taką wycieczke,fajne doświadczenie i oczywiście nowa dziarka do kolekcji od Edka...a tukan "KAMILI" w realu wygląda jak żywy :D See u on next tattoo jam! Mateusz

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj przepraszam, poprawione :)

    OdpowiedzUsuń