Moja lista blogów

poniedziałek, 29 marca 2010

NA SZCZĘŚLIWEJ WE WROCŁAWIU

Cieszę się, że pojechałem do Wrocławia z dwóch powodów. Po pierwsze, mogłem zobaczyć nowe, śliczne studio „Nautilus” Myśkowa i Woyta. To kolejne miejsce wychodzące poza stereotypowe, biało kafelkowe wyobrażenie o tego typu miejscach. Po drugie, spotkać kilka osób i porozmawiać z nimi swobodnie o tym, co w trawie piszczy.
Zacznę więc od samego otwarcia. Okolica nie budzi specjalnego zaufania. Lokal położony nie daleko centrum starego miasta, w szarej kamienicy z sąsiadującymi blokami. Jedyny ważny element w pobliżu, przy którym warto się zatrzymać, to sklep z piwem dla prawdziwych koneserów i smakoszy, z gatunkami o jakich nigdy nie słyszałem i nie widziałem. Wchodząc do studia przenosimy się w inny świat. Lokal z duszą, ciekawymi pomysłami w wystroju i przede wszystkim z odpowiednią powierzchnią. Zaczynamy od dużej recepcji, dalej pomieszczenie dla tatuatorów, dwa stanowiska. Obok kolejny pokój, w którym w przyszłości będą mogli tatuować zaproszeni goście oraz pracownia malarska, jeszcze nie zaadoptowana. Idealnie.
Był tort, wino, przemówienie, gratulacje. Sporo osób, chociaż dziwi brak tak wielu. Myśków to przecież postać już bardzo znana i przede wszystkim lubiana. Woyt także posiada już wyrobioną markę a polska scena dzięki jego powrotowi do kraju również bardzo wiele zyska. Dlaczego inni nie potrafią docenić, wesprzeć, pogratulować otwarcia kolejnej, stojącej na wysokim poziomie pracowni tatuażu? Co z tą rodziną? Przecież otwarcie zarówno „Nautilusa” jak i nie dawno temu „Jazzu” w Poznaniu powinno być wielkim świętem wszystkich tych, dla których tatuaż jest częścią życia.
Rozmawiałem o tym z paroma osobami i ściągaliśmy się nawzajem na ziemię, ze smutkiem rozbijając ideały. Kilka życzliwych osób zwróciło nam także uwagę, jak KULT jest postrzegany przez niektórych i dlaczego. Nasze studio żyje swoim życiem. Pracujemy tak naprawdę wraz z TF w kilkanaście osób, widzimy się codziennie, nawzajem wspieramy, sprzeczamy, motywujemy, krytykujemy, imprezujemy i najważniejsze, cały czas idziemy do przodu. Dzięki relacjom, jakie panują między nami, wszyscy czują się bardzo pewni siebie, znający swoja wartość. Stanowimy rodzinę, nie idealną ale również nie tylko tą z fotografii. Chcielibyśmy, by polska scena tatuażu funkcjonowała w oparciu o wzajemny szacunek, tak jak to się dzieje w naszym studiu.
Jeden z moich rozmówców opowiedział mi taką przypowieść. Jeżeli wrzucimy pchły do słoika i zakręcimy wieczko, będą skakały tak wysoko, jak ono na to pozwoli. Po jakimś czasie, jeśli je odkręcimy, pchły będą skakały nadal tylko na tą wysokość, na którą mogły poprzednio. Nie wyskoczą ze słoika, chociaż by mogły. My wyskakujemy i to się wielu nie podoba. My bijemy brawo, jak komuś innemu się to uda. Jak ktoś nie chce wyskoczyć, szanujemy taką decyzję, chociaż często jej nie rozumiemy.

Na koniec pozdrawiam ekipę od Prykasa z Rybnika, Dareckiego, Ultra Tattoo, Aero i Cezara z Vikinga, Anabiego i TheTattoo a także wszystkich, którzy świętowali!!!
Fajnie też, że chciało się pojechać ze mną Kudi, Oli z Dawidem, Izie z Jaszakiem, Krysi i Bamowi.
Oby więcej takich otwarć!
Dzięki za zdjęcia dla autora, Łukasza J.
Radek







piątek, 26 marca 2010

AGRYPA I AFRYKA!

Agrypa opuściła coraz piękniejszą i cieplejszą Polskę i poleciała do Helsinek na konwencję. Pozostanie tam przez dwa tygodnie, gdzie zagości u naszych przyjaciół z Bobos Loco Carneval. Będzie tatuować, zwiedzać i marznąć. W Krakowie dzisiaj 20⁰C a tam zaledwie 5⁰C …
Dostałem też kilka zdjęć od Radka Drozdowicza, naszego człowieka z TF TV, który siedzi sobie w Afryce i realizuje jakieś zlecenie filmowe. Prawie trzy miesiące na tym kontynencie zapewne odmieni jego życie…
A w sobotę impreza!!! We Wrocławiu Mysków otwiera z Woytsem swoje studio. Tym razem wybieramy się nieco większą ekipa, na dwa samochody. Jak będzie podobnie jak w Poznaniu przy otwarciu Rogala, to w poniedziałek obiecuję solidną porcję zdjęć oraz relację.
Dzieje się, oj dzieje!!!
R




wtorek, 23 marca 2010

DOBRY DZIEŃ!

Zaczął się od wyjazdu do Białki Tatrzańskiej, gdzie po tegorocznym Tattoofeście planujemy zorganizować dla naszych gości after party. Szczegóły dogadane, miejscówka klepnięta, zapowiada się gruba impreza, o której mamy nadzieje, będzie mówiło się na wszystkich konwencjach świata! Wycieczka pożyteczna i przy okazji miły przerywnik codziennego funkcjonowania w mięście. Słońce, widok Tatr, wiejskie powietrze. Choć krótko mogłem z niego korzystać i tak naładowało bateryjki.
W drodze powrotnej dwa ważne telefony. Po pierwsze, mamy gdzie spać w Grudziądzu podczas konwencji 24-25 kwietnia (kto późno przychodzi ten sam sobie szkodzi). Po drugie, mamy uszyte damskie koszulki do nowej kolekcji TFB (Tattoo Fest Brand). Wszystkie dziewczyny w studio przymierzały i są zachwycone. Z tą informacją pojawiła się także kolejna. Powinniśmy mieć pod koniec przyszłego tygodnia wydrukowane pierwsze trzy wzory, z kolekcji 2010. Są dopieszczone i różnorodne. Zdecydowanie różnią się od tych z zeszłego roku. Ograniczyliśmy ich edycje z 200 do 100 sztuk, by stały się bardziej pożądane i niespotykane.
Po przyjeździe do studia jeszcze inne niespodzianki. Prezent od Dimitri HK, czyli druga część Tattoo Sketchbook z kolejną porcja szalonych rysunków, tatuaży i projektów. Dotarła także paczka z All Or Nothing a w niej nowe DVD wydane przez Brandona Bonda, opowiadające o jego zaangażowaniu w ratowanie i pomoc dla psów. To fantastyczne, że ktoś taki jak ten człowiek, nie siadł na laurach sukcesu ale wykorzystuje go do robienia pożytecznych, społecznych i edukujących akcji. Wraz z płytą dotarła również spora ilość nowych zdjęć z życia tego studia, które dla mnie jest czymś co łączy pasję z komercją, sztukę z pieniędzmi, dolary z filantropią. Pojęcia tylko dla niektórych wydające się nie do pogodzenia!
Na koniec krótkie info o naszym małym rekordzie. O przepraszam… To zdecydowanie wyczyn Agrypy i jej klienta. Tak się rozkręcili w sobotę z tatuowaniem, że praktycznie bez przerwy posiedzieli z wzorem, przez marne 16 godzin! Ja pierdziu, i niech ktoś powie, że nie ma kosmitów!!! Uff…
Radek








sobota, 20 marca 2010

BYLE DO PZRODU!




Słońce wyszło, zaczyna się ruch w interesie, kalendarz coraz mocniej zapełnia, portfele się napełniają. Tatuaż to sztuka czy biznes? Dla mnie jako właściciela studia i osoby nie tatuującej sprawa jasna, a dla tatuatorów?
To oczywiste, że jest to sposób zarabiania pieniędzy, z tym że połączony z możliwością robienia tego co się lubi (przynajmniej w większości przypadków). Tatuator to zawód a studio tatuażu to firma. Kto myśli inaczej, sam siebie oszukuje. Ilu znacie tatuatorów, którzy swoje tatuaże stawiają ponad cenami, które za ich wykonanie żądają, czyli np. mówią, „ile dasz to będzie”, albo robią tatuaż po pracy czy przed nią, w wolne dni, czy chwile i jest to tylko i wyłącznie ich pasja a nie źródło dochodu?
Świat tatuażu tak bardzo mnie pociąga i fascynuje między innymi właśnie z tego powodu, że jest to miejsce, w którym można idealnie połączyć sztukę z komercją i wszyscy z tego powodu będą zadowolenie. Klienci, bo mają do czynienia z zawodowcami. Artyści, bo dostają nie małe pieniądze za swoją twórczość. Świat, bo staje się coraz bardziej kolorowy.
Niestety nie ma tak dobrze… Są oczywiście ci niezadowoleni, dla których słowo komercja powoduje wysypkę a świadomość, że ktoś zarabia więcej niż ja, palpitacje serca. To większość domowych tatuatorów i osób, które nie radzą sobie z prędkością, z jaką rozwija się tatuaż. To masa osób, które nie stać niestety na tatuaż w dobrym studio czy u dobrego tatuatora. To wreszcie „krytycy” sztuki, żyjący w swoim świecie, z reguły internetowym.
KULT jest miejscem bardzo kontrowersyjnym, które przełamuje bariery i nie boi się mówić o nich wprost. Często poddawany krytyce, czasami wybiórczo a czasami całościowo. Cieszę się, że udaje nam się wyciągać nowe wnioski, ciągle rozwijać się, działać, nie skupiając się tylko na sobie, pobudzając także innych do działania. Powstające wciąż nowe pracownie czy wypływający na szerokie wody świetni tatuatorzy nie są dla nas powodem do martwienia się, ale motywatorami do zrobienia kolejnego kroku naprzód. Gdyby nie Wy, nie bylibyśmy tam, gdzie jesteśmy!
Zainspirował mnie dzisiaj przeczytany artykuł w gazecie Rzeczpospolita, o jednym z miast Chin, Hongkongu. Państwo nie tak dawno jeszcze zacofane, biedne i zamknięte, dzisiaj budzi respekt, a zawdzięcza to przede wszystkim ciężkiej pracy i jasno określonemu celowi, rozwojowi. Przytoczę sam wstęp:
„Walizkę, w której dźwiga swe tradycje, historie i przekonanie o cywilizacyjnej wyższości, Europejczyk może zostawić w przechowalni na lotnisku. W rzeczywistości science fiction filozoficzne rupiecie ze Starego Kontynentu się nie przydadzą. A kto się ich nie pozbędzie, szybko zacznie przypominać jednego z wielkomiejskich bezdomnych, którzy ciągną wózek bezwartościowych rekwizytów z minionej epoki, mamrocząc coś po nosem”.
Świetny artykuł pt. „Jutro już tu jest” polecam wszystkim, szczególnie tym wczorajszym…

„Przeszłość nie ma racji bytu, wieżowiec po drugiej stronie kanału wyświetla napis „Uruchom jutro””.

Radek

czwartek, 18 marca 2010

I CO WY NA TO?!!!

Pięć lat pracy! Obietnic, że z roku na rok będzie lepiej! Lista wystawców Tattoofest 2010! Kiedyś nie osiągalne marzenie, dzisiaj rzeczywistość! Ci ludzie to fundament, podstawa, filar całego festiwalu. Mam nadzieję, że cieszy Was to przynajmniej tak bardzo jak mnie!!!!!!!!!!!!!!!!!!




poniedziałek, 15 marca 2010

ROGAL! POWODZONKA!





















To było wspaniałe otwarcie. Mnóstwo osób, szalona atmosfera, klimat, rozmowy, jazz i tatuowanie. Rogal przepracował w Kulcie rok, po czym zdecydował się na powrót z Krakowa do Poznania i założenia własnego studia. Minęło dwanaście miesięcy i wreszcie się udało!
Wybraliśmy się w sobotę w południe, tzn. Ja, Ania Kudi, Agrypa i Edek ze swoją miłością. Mała reprezentacja z Krakowa. Dobry obiadek pod Łodzią i ok. 19-tej pojawiliśmy się w Jazz Tattoo. Pierwsze wrażenie najważniejsze! Subtelna reklama na zewnątrz, boczna uliczka, choć na pierwszy rzut oka ewidentne, ścisłe centrum Poznania, urokliwy kościół po drugiej stronie ulicy. Wejście przez bramę, domofon, żadnej witryny. Otwierają się drzwi, witają ludzie, czarno-białe ściany a z głośników sączy się jazzowa muzyka. Widać przemyślaną aranżację, ciekawą stylistykę pasującą jak ulał do Rogala, wpasowującą się w jego charakter. Zostawiamy Agrypę i biegiem do hotelu, zameldować się i od świeżyć. Szybki prysznic i z powrotem, do przejścia jakiś kilometr. Po drodze zakup butelki francuskiego szampana, jakieś whisky i z powrotem jesteśmy w Jazzie. Teraz już na spokojnie oprowadza nas po wnętrzach Gosia, zaczynając od pracowni Marcina. Duże pomieszczenie w kwadracie, mniej więcej 5m na 5m i zawadiacki uśmiech właściciela: „To tylko dla Mnie”! Na ścianach obrazy Nailego wypełniają klimat, fioletowa ściana kontrastuje czerń i biel.
Obok pomieszczenie dla tatuatorów, w przyszłości dwójki. Dzisiaj to tylko Nail-królestwo. Dalej poczekalnia, toaleta i prysznic. Wszystkie pomieszczenia połączone, z bardzo dobrą komunikacją. Wypas! To nie jest kolejne studio tatuażu z białymi płytkami na ścianach.
Rozkręca się impreza. Troszkę się spóźniliśmy, ale gospodarze poczekali z tortem. Najważniejsze! Mała przemowa nie mówcy Rogala to głównie podziękowania dla wszystkich tych, którzy przyczynili się do otwarcia pracowni, rodziny i przyjaciół. Strzelają szampany, atmosfera luzuje. Zaczynają się pogawędki, a jest, z kim rozmawiać. Junior przyjechał z Dominikiem, Darek, z Gulestusa przywiózł Bartka Panasa z narzeczoną i Dawida Rudzińskiego, zawitał Aero z Vikinga, Sławek Frączek po sąsiedzku, Marcin jeszcze z Saurona. Poza tym mnóstwo fajnych ludzi związanych z Rogasiami.
Rozmowy to coś, o czym warto wspomnieć. Brakuje takich spotkań na luzie, gdzie można swobodnie porozmawiać, powspominać, podpytać i zasięgnąć rady. Czasami czuję, że sporo wiem o świecie tatuażu. Przy takim Sławku Frączku staję się malutki, słuchając jak 1993 roku zdobywał pierwszą nagrodę na zagranicznej konwencji, jak obserwował zachodnia scenę lat 90-tych i jakie miał pomysły. Co śmieszniejsze, zderzał się wbrew pozorom z takimi samymi dylematami i problemami, gdy wychodził z inicjatywą, pomysłami, jak i my dzisiaj. Zawiść, zazdrość, zakłamanie ludzi, którzy mało robią dużo krzycząc podcinają skrzydła. Podbudowały słowa, żeby kroczyć własną droga nie poddając się i po prostu robić konsekwentnie swoje. Dawno też nie miałem okazji podyskutować z Juniorem, duszą towarzystwa, człowiekiem, którego tak bardzo cenię za posiadanie własnego zdania. Pewnie! Nie zgadzamy się czasami, ale szanujemy swoje poglądy, a dyskusję na temat, czy scena polska czy niemiecka jest lepsza artystycznie i jakościowo jeszcze dokończymy! Na razie przynajmniej wiem, że nie mówi się „tydzień czasu”!
Edek! To chory dzieciak, którego wszyscy kochają a wkrótce będą nienawidzić! Wystarczył impuls, rzucone słowo i już siedział rozebrany na fotelu z obnażonym udem i gotowy do wytatuowania. Projekt rozrysowany przez Juniora, Rogala, Agrypę, Bartka Panasa i Marcina z Saurona i przez te same osoby wytatuowany w dwie godziny. Art. Fusion z błyskiem w oku, temperamentem, mnóstwem śmiechu, dobrej zabawy i na pewno niezapomnianych wspomnień. Rogal, co prawda z lekkim niedowierzaniem podchodził do pomysłu, który na szczęście się zrealizował! Gratulacje dla Edka, który cały czas był kłuty przez co najmniej dwie osoby. Brawo dla tatuatorów, że nie poszli na piwo w połowie projektu… na szczęście dali się poić Edkowi w trakcie! Mam nadzieję, że efekt końcowy wam kiedyś pokażę, po zagojeniu i za zgoda męczennika. Tak czy inaczej powstał kawał dziary, oczywiście czachy! Na koniec nie obyło się bez nagród. Tak więc The Best Of Night, The Best Of Show, The Best Of Jazz, The Best Of Poznań i The Best Of Destroy rozdaliśmy wśród siebie!!!
Tak zrobiła się trzecia nad ranem, skończyło się piwo a każdy zaczął myśleć o trudnościach z przeżyciem najbliższego dnia. Pożegnania i myśl: WARTO BYŁO PRZYJECHAĆ!
Radek

Ps.
Żółta kartka dla Tofiego i Myśkowa
Z kroniki plotkarskiej:
Junior nie otwiera nowego studia, ale remontuje to, co jest
Pan Panas będzie za chwilę miał swoją Panią Panasową
Od 1-go sierpnia w Jazz Tattoo pojawi się jeszcze jeden tatuator
Rogal staje się maratończykiem, myśli o pierwszych zawodach
Resztę zachowam dla siebie.

środa, 10 marca 2010

FRANKFURT 2010










Nie wiedziałem, że pisanie bloga jest tak trudne, i nie chodzi tutaj bynajmniej o to, że nie ma o czym pisać, ale o zwykła konsekwencję. Z drugiej strony dobry motywator do tego, by właśnie nad tą konsekwencją popracować!
W Kulcie cały czas szaleństwo i pęd. Nie wiem jak wyhamować i czy w ogóle próbować to zrobić? Z jednej strony narzekanie, brak czasu, zajęte weekendy, nie odebrane telefony, zaniedbane prywatne sprawy, przyjaciele, rodzina. Z drugiej strony nowe doświadczenia, poznani ludzie, miejsca, sytuacje i poczucie, że jednak nie stoimy w miejscu.
Dwa tygodnie temu wpisałem coś ostatni raz. Piti z Bamem wrócili ze Szwecji, z Meltdown, przywożąc Edkowi nagrodę za jego pracę na stopie Bama. Daveee pozostał na guest spocie. Ja zaliczyłem rewelacyjny koncert Anti-Nowhere League i Peter and the Test Tube Babies w Łodzi. Klasykę punk rocka słuchanego z kaseciaka dwadzieścia lat temu… ech… łezka się w kręci oku … Następny weekend spędziliśmy we Frankfurcie nad Menem, na największej konwencji w Europie. I tutaj się warto na chwile zatrzymać.
Festiwal tatuażu w tym mieście to największa tego typu impreza, chociaż nie najlepsza, jeżeli chodzi o poziom tatuatorów. Tysiące osób, jakie ją odwiedzają, przychodzi tam po prostu się wytatuować. Nie często widziało się pozaczynane lub kontynuowane duże kompozycje. Z reguły były to tatuaże jednosesyjne. Nie można powiedzieć absolutnie, że poziom jest niski, o nie! Powiedziałby raczej, że jest to obiektywne odzwierciedlenie tego, co dzieje się obecnie w tatuażu. Na szczęście wyszliśmy już z epoki dziabania więziennego a nawet tribali na lędźwiach. Coraz mniej zauważa się w boksach katalogów z wzorami a coraz więcej osób rysujących. Po prostu zaczęła się era komercji a la Miami Ink. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Na nasz festiwal w Krakowie staramy się zapraszać tylko tatuatorów prezentujących odpowiedni poziom artystyczny. Większość z nich podchodzi negatywnie do komercjalizacji tatuażu. Niestety, również większość z nich mówi o pieniądzach i cenach. Ale to inny temat. Dla mnie jako właściciela studia tatuażu, pobyt we Frankfurcie to prawie ideał. Iza i Edek tatuowali więc po raz bodaj pierwszy od bardzo dawna udało nam się pokryć koszty wyjazdu z zarobionych pieniędzy. Sprzedaliśmy mnóstwo koszulek i gazet. Spotkaliśmy wielu przyjaciół z Polski i za granicy. Droga przebiegła spokojnie. Co prawda hotel zarezerwowałem na 5-go lutego, więc miesiąc wstecz, ale daliśmy radę. Na koniec Edek wyciągnął pierwszą nagrodę w kategorii „Tatuaż Mały”. Czego więcej chcieć?
No może zjedzenia ośmiornicy, ale to też się udało!!!
Radek
Ps. Pozdrowienia dla ciężko pracujących na konwencji Cyberów, Andrzeja Leńczuka, Waldiego i Osy, Szczotki i Lady a także Michała, wielkiego pasjonata, któremu się chce. Przyjechał do Frankfurtu z Polski, żeby zrobić sobie tatuaż u Zhivko i po prostu być na kolejnej konwencji!!! Szacun!!!