Moja lista blogów

piątek, 26 lutego 2010

RADOŚĆ I ZAŁAMKA!



Wczoraj Daveee, Piti i Bam wybrali się w podróż do Szwecji na konwencję w Meltdown. Dzisiaj, od Pitiego dostałem niespodziewaną, sms-ową informacje, która puentowała ich pierwsze wrażenie po wylądowaniu w Geteborgu: "Kurwa mać, ile tu śniegu!!".
Wieczorem dostaliśmy info o zajęciu przez tatuaż Edka, którego posiadaczem jest Bam,drugiego miejsca w kategorii "Tatuaż Mały". Co wydarzyło się dalej w zimnej Skandynawii, napiszę na początku tygodnia.

Teraz z innej beczki. Przeglądam sobie czasami forum "Tattooart", mam tam wielu fanów i wielbicieli, i trafiłem na temat pt. "Tatuaz dlugopisem". Początek dyskusji jest bardzo interesujący:

"Wiktorkreft: Czesc mam syna ma 14 lat noi on sobie wymyslil ze bd mial tatuaz robiony dlugopisem jedno slowo normalnie napisane i ze bd co noc to poprawial tak ze bd mial go caly czas . Lecz czy to nie szkodliwe ? Prosze o szybka odpowiedz. Z gory dziekuje

parasite: szkodliwe jak najbardziej! jeśli codziennie będzie go "poprawial" może dojść do tego, że atrament zacznie przenikać pod skórę i zrobi się z tego prawdziwy tatuaż!

Wiktorkreft: hhmmmm ok . tylko ze to jest male imie i ten dlugopis jest taki ze nie trzeba go sie przyciskac tylko samo idzie letko sie pisze. A po drugie no nie wiem czy co dzienie ale tak ze np co dwa dni czy jakos tak no jak sie zetrze to znowu .

silk: to niema znaczenia skoro barwnik będzie dalej na skórze to reczyj jakiś tam ślad nie wielki bedzie byc może ale dziecku to prędzej się znudzi noszenie go wkońcu zapomni i nic nie będzie"

Ja nie wiem czy płakać czy śmiać się. Nawet nie wiem jak to skomentować...

Idę się popisać
Radek

poniedziałek, 22 lutego 2010

DEKOMPRESJA cd!




Jednak pojechałem.
Co prawda tylko na niedzielę, ale...
W dużej mierze sprawdziło się to co napisałem już w sobotę, a przede wszystkim nie przewidziana przeze mnie w zeszłym roku, "trzecia droga festiwalu", czyli wszystko po staremu. To według mnie najgorsza opcja, bo nie mogę ani skrytykować imprezy ani jej pochwalić.

Na tą chwilę jak dla mnie jest to impreza nr trzy, jeżeli chodzi o Polskę. Patrzę pod kątem organizacji, miejsca, wystawców i frekwencji. Bardzo ważna też jest atmosfera, ale to rzecz, której nie da się zbadać i dla jednej osoby może być fajnie w Krakowie, dla drugiej w Gdańsku a dla trzeciej na obydwu tak samo.

Porównując ostatni Gdańsk i Łódź postawiłbym plus przy tym pierwszym miejscu.

Organizacyjnie imprezy wypadły podobnie, chociaż jednak w Stoczni dało się odczuć większe zaangażowanie obsługi podczas samej imprezy. Myślę, że powodem tego było to, iż robią je osoby tatuujące lub związane z tatuażem, więc czujące środowisko.

Miejsce: ja kocham Gdańsk, morze i tradycję. Tam miałem wszystko i mam nadzieję, że nigdy nie będę miał powodów do nie uczestniczenia w tej konwencji.

Wystawcy w Łodzi również nieco zawiedli. Szkoda, że nie dotarli zapowiedziani Spider z D3XS, Baton z Azazela, Kosa z Art. Line, Prykas z Rybnika i z naszego KULTu Agrypa. Jak na stosunkowo nie dużą imprezę, brak kilku tak charakterystycznych artystów obniżył znacznie jej poziom. Pojawiło się za to kilka studiów tatuażu i tatuatorów, którzy nie powinni istnieć i których nie powinno dopuszczać do możliwości promowania się na żadnej imprezie. Wystarczy wejść na port folio kilku, by od razu zorientować się o co chodzi… Sam Tomek zasiadający w jury powiedział, że było mniej więcej ośmiu tatuatorów z tych prezentujących prace, którzy mogli rywalizować ze sobą. Reszta to przepaść za nimi… Widać też, że wielu naszych rodzimych tatuatorów zlekceważyło festiwal, postanawiając na niego nie przyjeżdżać. Sprawdza się prawo rynku – prawo wyboru.

Frekwencja także wydawała mi się lepsza w Trójmieście, ale tutaj mogę się mylić. Czasami to tylko mylne wrażenie. Chociaż... daję sobie paznokieć obciąć!

Czekam teraz na Grudziądz. Paweł z Kasią z 3rd EYE stoją przed nie lada wyzwaniem i wiele kłód pod nogami, które muszą zamienić w atrybuty. Mają już jeden sukces na swoim koncie, a mianowicie udało im się zaprosić nieobecnych w Łodzi Gonziaków oraz Andrzeja Leńczuka z Wałbrzycha. Wierzę, że uda im się skusić i Juniora. Tych tatuatorów po porostu nie morze brakować na żadnej, liczącej się imprezie w Polsce!!!

Jeszcze parę słów o KULCIE. Jak zwykle się po opijali, nie zdobyli nagród, nie zarobili kasy, w boksie żarli wegańskie ciasto, nie oddali kurtek do szatni, odganiali gapiów, zadzierali nosa i nie wzięli mydła. Dopadła również afera Tattoofest. Jawor w sposób ostentacyjny i bez pardonowy zarzucił nam w imię szatana, że na naszym myszolajkonikowym plakacie a dokładnie na medalionie wiszącym u szyi „konia”, widnieje wizerunek znienawidzonego w kręgach wyznawców Lucyfera - Jana Pawła II. Nie wierząc w ten wyssany wydawałoby się z ogona belzebuba fałsz, zadzwoniłem do autora, czyli Myśkowa (kolejna szatańska sprawka: przecież on nigdy nie odbiera!), który potwierdził niniejsze spostrzeżenie. No to pięknie. Teraz całe Opole będzie odprawiało czarne msze na pohybel krakowskiej konwencji. Jeszcze tego brakowało!
Radek

sobota, 20 lutego 2010

DEKOMPRESJA!


To pierwsza konwencja od wielu lat, na którą nie pojechałem. Oczywiście z tych odbywających się w Polsce. Na szczęście nie doszło do sytuacji, w której nie pojawiłby się KULT, bo Daveee, Iza i Edek walczą wraz z ekipą TF, ale zabrakło mnie…

Zaczynają się pojawiać głosy, że konwencji w Polsce jest już za dużo. Kraków, Łódź, Gdańsk, Warszawa, Szczecin. Będą wkrótce jeszcze inne. Zastanawiam się sam, jako organizator jednej z nich, czym tak naprawdę są? Dochodzę do jednego wniosku: tym czym są, a dla każdego są czymś innym.

Dlaczego nie pojechałem do Łodzi? W zeszłym roku na łamach Tattoo Festu napisałem, że ta konwencja stoi na rozdrożu, albo będzie bardzo dobrą albo będzie pomału upadać. Teraz zastanawiam się jeszcze nad trzecią możliwością: pozostanie przez kilka lat taką samą. Jeżeli pojawią się lepsze, straci kolejnych fajnych artystów, którzy się na niej pojawiali czy pojawiają. Tak czy inaczej będzie funkcjonować, bo zawsze się znajdzie 30-40 chętnych tatuatorów do zaprezentowania. Niestety cały festiwal straci na jakości, ale i tak jakość w tatuażu zacznie wcześniej czy później przegrywać z powszechnością. Ale wracając do pytania, dlaczego nie pojechałem? Odpowiedź jest prosta, bo się zgubiłem…

We wrześniu ubiegłego roku mieliśmy dwa weekendy pod rząd kiedy odwiedziliśmy dwie tatuatorskie imprezy. Pierwsza z nich to Olsztyn, 600km jazdy autem, pięćdziesiąt, może sto osób w knajpie, imprezka jakich miliony, tylko że tutaj tematem był tatuaż. Poczułem się w obowiązku i pojechało z TF i KULT parę osób. Pojechało, zobaczyło, wróciło i zapomniało… Tydzień później pojechaliśmy do Londynu, dwa razy dalej ale 300 razy więcej osób, 300razy więcej tatuatorów, 300 milionów razy większa jakość i promocja tatuażu . Pozostaje tylko tyle samo czasu poświęconego na wyjazd. „Raz w Olsztynie, raz w Londynie” krążyło w studio przez kilka miesięcy powiedzonko. Konwencja jest też tym, czym ją stworzy organizator i jaki sobie wyznaczy cel.

Celem krakowskiego Tattoofestu od jego pierwszej edycji jest to, by była to najlepsza, polska konwencja. Dla mnie najlepsza znaczy tyle samo co gromadząca możliwie najwięcej najlepszych polskich artystów. Jak do tej pory i w moim mniemaniu to nam się udaje. Cała reszta to tylko konsekwencja zaufania tych najlepszych. Skoro oni są to znaczy, że organizacyjnie, logistycznie, frekwencyjnie, atrakcyjnie itd. też dajemy radę.

Kilka tygodni temu odbyła się konwencja w Szczecinie. Nikt nic nie wiedział, bez promocji i rozgłosu. Przedostatnia edycja bardzo skrytykowana, również przeze mnie, za chaos, brud i antyreklamę dla tatuażu. Na ostatnią nie pojechałem nawet z ciekawości. Z informacji zasłyszanych przez osoby uczestniczące dowiedziałem się, że było bardzo klimatycznie, towarzysko a uczestniczyli w niej praktycznie wszyscy fajni tatuatorzy z okolicy. Dla mnie to co zrobił Piguła (organizator) to impreza, która powinna mieć miejsce w każdym większym mieście Polski. Regionalna, dobrze nagłośniona w okolicy, promująca i pokazująca miejscowych artystów, zachęcająca do tatuowania i przede wszystkim integrująca lokalną scenę (czy to w ogóle możliwe?...). Jeżeli to wszystko co słyszałem jest prawdą, to wielkie brawa dla tych wszystkich, którzy przyczynili się do jej powstania i w niej uczestniczyli!!!

No dobrze. Dzisiaj troszkę chaotycznie ale spróbuję spuentować. Nie obronimy się w tatuażu przed prawami rynkowymi, ani w studiach tatuażu, ani wśród tatuatorów, ani w prasie, ani w konwencjach ani w dystrybucji sprzętu ani w niczym innym z nim związanym. Mamy coraz większy wybór, pozostaje jedynie go dokonać. A różnorodność i mnogość konkurencji zawsze powoduje korzyści dla klientów, więc nie narzekajmy i cieszmy się, że coś się dzieje. Chciałbym robić jedyną konwencje w Polsce a jeszcze lepiej w europie, ale to nie komuna, a monopol trzymają w ręku tylko politycy.

Co do Łodzi mam nadzieję, że ten festiwal stanie się bardziej skontrastowany, z wyraźnym przesłaniem, z czymś charakterystycznym w swoim założeniu. Kto wie? Może stanie się to właśnie w ten weekend? Ja szczerze trzymam za organizatorów kciuki i życzę powodzenia zarówno im jak i wszystkim uczestnikom!

Dobrej zabawy!
Radek

TATTOOFESTIVAL ŁÓDŹ 2010
20-21 luty
sobota 13:00-21:00
niedziela 13:00-21:00

wtorek, 16 lutego 2010

DEPRESJA.....







Prowadzenie własnej firmy to przyjemność ale także obowiązki. Dla ambitnych ludzi to stres związany z tym, żeby wszystko było w porządku albo jeszcze lepiej. Dla mało ambitnych stres, że jest źle i że będzie jeszcze gorzej. Tak czy inaczej stres... i to prowadzi do depresji...
Przychodziłem do pracy i burczałem, i foczyłem, narzekałem i jojczyłem. Normalnie depresja a przynajmniej jej początki! Przyszliśmy z Kudi do domu, daliśmy sobie dwa dni na uporządkowanie spraw i spakowanie i jazda nad polski Bałtyk, odciąć się od wszystkiego grubą warstwą śniegu i zamarzniętym morzem!
tutaj napisałem kilkadziesiąt zdań o wszystkich pseudo artystach, pseudo studiach, pseudo znawcach, pseudo firmach, całej obłudzie i fałszywości, która tak bardzo mnie złości... Ale jak przeczytałem to sam swoich słów się przestraszyłem... Prawda za bardzo w oczy kole, a ja potrzebuje jeszcze chwile spokoju...
Ostatni post trzy tygodnie temu. Więc wracam do Tofiego chyba z tysięcznymi podziękowaniami za pobyt w KULcie. Po zebraniu w jeden folder prac jakie u Nas wykonał, po prostu raduje sie serce. Wracam też do Edka, który przez tydzień siedział u chłopaków z Kameleona w Koszalinie i im także serdecznie dziękuję za gościnę naszego szalonego młodzieńca. Wracam także do Agrypy, która dopadła moja nogę i natuszowała ja solidnie, ale efektu jeszcze nie pokażę... o nie... Potrzebujemy jeszcze co najmniej jednej sesji! Za ostatnia bardzo ciepło dziękuję!
Żeby nie było, że nic nie robimy, w telegraficznym skrócie!
1. Wsparliśmy koncert The Dreadnoughts / Apatia / No Se / OSC organizowany przez United Visions. STOP
2. Opiliśmy się na moich urodzinach, na których w studio nagle każdy zaczął każdego tatuować. Efekty nie nadające sie w większości do publikacji... STOP
3. Pojechałem z Kudi na zimowisko! STOP
4. Daveee z Edkiem zaczęli wspólnie rękaw naszego przyjaciela. STOP
5. Wydaliśmy nową gazetę, nr34 TF. STOP
6. Najedliśmy sie pączków. Pękła w studio setka!!! Wszyscy są na diecie... STOP
7. Odwiedziliśmy Mediolan. Taka tam wypasiona konwencja na której Bam skakał po stole jury, Edek pozował dla 46-ciu profesjonalnych fotografów i 106-ciu amatorów a Piti kontrolował sytuację. STOP
8. Wsparliśmy koncert HORROSHOW / THE FIALKY / GAME OVER organizowany przez United Visions. STOP
9. Daveee rozpoczął z Juniorem rękaw jego siostry. STOP
10. Wróciłem z Kudi z zimowiska i wreszcie udało mi się coś napisać. STOP
Zrobiliśmy też trochę tatuaży, ale to możecie zobaczyć w galeriach Naszych tatuatorów.
No i na koniec najlepsze! Komentarze pod blogiem! Jak miło! Dziękuję bardzo!
Radek